Antonio na swoje chrzciny przyleciał w rodzinne strony swojej mamy aż ze słonecznej Majorki. Podczas swojego wielkiego dnia był bardzo dzielny i uroczyście sprostał zadaniu. Na koniec co prawda nieco opadł z sił, ale i tak dzielnie trzymał fason. Zimowa aura mocno odbiegła od tej hiszpańskiej, co dla gości z tamtych stron okazało się nie lada wyzwaniem.
Malutki kościółek w pobliżu Wieliczki emanował jednak ciepłem i emocjami towarzyszącymi temu wielkiemu dniu. Polska gościnność była sporym zaskoczeniem dla przybyszy zza granicy ,a to z kolei źródłem uciechy dla polskich gospodarzy widzących szeroko otwarte oczy gości.
Najważniejszą atrakcją pozostał jednak mały bohater dnia, który tylko wędrował z rąk babci, do cioci, wujka, znowu babci i tak dalej…